Wybrałam wiec okładkę płyty the GazettE z tamtego roku - "Beautyful Deformity" limitowaną wersję. Napisałam o niej notkę KLIK. Jak widać płyta jest wypukła, z mini rzeźbą.
Praca była kilkakrotnie poprawiana. Przeze mnie, potem pomogła mi nieco Mei, a na koniec dostałam kilka poprawek od wykładowcy. Tak więc myślę, że mogę tutaj wrzucić moją pierwszą recenzję. Niedługo wstawię moją drugą, już oddaną i ocenioną pracę~
Chciałabym abyście dali mi swoje opinie, rady na temat mojego pisania. Nie potrafię zbytnio takich rzeczy tworzyć i było mi ciężko. A każda pomoc, abym pisała lepiej naprawdę mi się przyda.
Zapraszam do czytania~
* * *
Piękne czy nienaturalne?
Okładka albumu the
GazettE „BEAUTIFUL DEFORMITY” (limited version) w mojej opinii jest
interesującym przedmiotem do opisania. Zespół the GazettE pochodzi
z Japonii i istnieje na rynku od 2002 roku, a już od 2006 roku ich
płyty można dostać w zwykłej i rozszerzonej, czy też limitowanej
edycji. Zjawisko specjalnych wersji albumów jest popularne i dobrze
rozwinięte w Kraju Kwitnącej Wiśni oraz Korei Południowej. Rynek
muzyczny w tych krajach ściśle wiąże się z rynkiem dizajnu,
zaczynając na modzie, a kończąc na projektach płyt, przez same
zdjęcia muzyków.
Okładka płyty,
wyglądająca jak myśliwskie trofeum ukazane w formie płaskorzeźby
– tak najtrafniej można opisać hybrydę pięciu zwierząt
umieszczonych na albumie. Płyta została wydana w ubiegłym roku w
październiku przez Sony Music Records Japan, niestety nie znam
autora tej rzeźby, chociaż podejrzewam, że to pomysł wokalisty
zespołu lub wszystkich członków. Co mogą potwierdzić słowa
Ruki'ego, frontmana: "Kreatywność
GazettE zależy od indywidualności wszystkich pięciu członków
zespołu" oraz
fakt, że zwierzęta są personifikacją każdego z muzyków.
Wracając do samej okładki, widzimy więc rzeźbę z różnymi
częściami zwierząt, wykonaną z dość twardego, gumowego
materiału. Wilk przedstawiający Reitę zajmuje największą część
rzeźby, występuje w samym centrum, widzimy otwarty pysk wraz z
szyją. Będąc na wprost okładki, po lewej stronie mamy jeden bok
tygrysa (Ruki), obejmujący polik oraz oczy. Nad nim znajduje się
część głowy kozicy (Kai), dokładnie widać jej róg, ucho oraz
sierść. Po prawej stronie patrzymy na dwa ptaki – sowę (Aoi)
oraz orła (Uruha). Sowa wyglądająca według mnie jak maska, dodaje
do hybrydy drugie oko wraz z oczodołem, a głowa orła znajduje się
w miejscu polika. Trzeba zwrócić uwagę, że ten ptak ma wydłubane
oczy z obu stron oraz zwierzęta są bardzo starannie wykonane.
Pomimo różnych umaszczeń rzeźba wydaje się naprawdę
minimalistyczna dzięki wykonania jej w bieli. Ona oraz jej plastikowa 'ściana' są białe. Dla
kontrastu, lecz dalej w skromnej formie na prawy górny róg
nalepiono pomarańczowo-czerwoną naklejkę z nazwą zespołu oraz
tytułem albumu.
Do
albumu jest dołączona płyta DVD z nagraniem, ukazującym leżące
części hybrydy na gruzie w ruinach budynku oraz już złożoną
głową na podstawie, niczym eksponat w muzeum. To trochę kojarzy mi
się z wystawą "Parallelwelt Zirkus" z 2012 r. w Kunsthalle w Wiedniu, gdzie znalazła się
krzyżówka lwa z zebrą. Na filmie widać faktury tych zwierząt
oraz ich sztuczny wygląd, co daje dość ciekawy kontrast ze
zniszczonym otoczeniem.
Nie
mogę się powstrzymać od napisania, że płyta robi na mnie spore
wrażenie. Nie tylko dlatego, iż jestem wieloletnią fanką the
GazettE, chociaż i to pewnie mocno wpływa na mój odbiór, ale na
sam pomysł płaskorzeźby. Pewnie gdyby została wydana w naszym
kraju, przez polskich muzyków przeszłaby fala, tak zwanego 'hejtu' oraz skandalu przez
kozicę zawartą w głowie odnoszącą się do niesłusznej interpretacji w kontekście religijnym, jak również sam fakt hybrydy, która wywołuje szok w naszej kulturze. Kiedy
rozpakowywałam paczkę z Japonii płyta była w zwykłym, brązowym
pudełku z logiem zespołu. Uważam, że to kolejna prostota, która
mogła niekoniecznie celowo współgrać się z minimalistycznym
wyglądem albumu. Z drugiej strony ciężko pisać o minimalizmie,
trzymając przed sobą hybrydę. Uważam, że wygląd jest zrównoważony i nie można w żadnym wypadku stwierdzić,
że czegoś jest za dużo. W końcu to tylko białe pudełko z
odstającym, w tym samym kolorze elementem. Uznaję za dość zabawny
fakt, że to moja pierwsza rzeźba, a sprawia przyjemność
estetyczną na poziomie dwóch zmysłów, wzrokowym i słuchowym. Dla
niektórych ta nienaturalna głowa jest pewnie przerażająca, sama
uważam, że nie należy to do normalności i jest w pewnym stopniu
szokująca, ale z drugiej strony czy nie budzi pewnego zaciekawienia?
Połączenie pięciu zwierząt, pięciu muzyków w jeden organizm, w
jedną głowę. Nie mówię tutaj o biologii, jakiś eksperymentach,
tylko o pewnym przekazie. Kilka osób, tak różnych od siebie,
każdy mający inną rolę w zespole, grają ze sobą już od
dwunastu lat, wiele przetrwali, a mimo to, są przyjaciółmi i
tworzą coś wspólnie - tworzą jedność. To pewnie najtrafniejsza
interpretacja tej okładki, ale czy to nie nasuwa się samo? Okładka
odzwierciedla również muzykę the GazettE. Jeśli przesłuchamy
piosenki oraz poznamy teksty to spokojnie można powiedzieć, że
okładka idealnie współgra z twórczością zespołu. Rzeźba
oddaje klimat, niekiedy melancholijnych, a niekiedy mocnych i
przytłaczający brzmień. Nawet same utwory prawdopodobnie są
nawiązaniem do dizajnu, na przykład „Inside Beast” lub „TO
DAZZLING DARKNESS”. Tekst, który podkreśla płytę jest z
piosenki „Coda”, kończącą płytę bardzo poetyckim
wydźwiękiem.
Ciekawym
zjawiskiem są płyty wydawane w Japonii oraz Korei Południowej,
ponieważ nawet normalne wersje maja jakieś ciekawe elementy (np.
photobooki dołączone do koreańskich płyt), a limitowane czy
specjalne edycje zawierają pełen zestaw zaskakujących dodatków.
Uważam, że to działa na korzyść dla Azji, u nas, na Zachodzie
(również w Ameryce) płyty są jedynie płytami, ważna jest
zawartość muzyczna. Nie twierdzę, że tylko i wyłącznie, lecz w
głównej mierze. W Azji , jak już wspomniałam dizajn ściśle idzie wraz z twórczością muzyczną. Cieszę się, że jednak jest takie
zróżnicowanie, bo to już pewna wyrobiona kultura Korei i Japonii.
Dlatego wizualnie płyta budzi we mnie pewną fascynację, swoją
prostotą kontrastując z szokującym widokiem. Spokojnie mogę
zachęcić ludzi do zerknięcia chociaż na chwilę na wygląd
albumu. Nie często zdarzają się takie formy płyt, szczególnie,
że można na chwilę się zatrzymać i chociażby zastanowić się
nad interpretacją oraz sensem powstania tej hybrydy. W końcu to nie
jest wystawiony w muzeum płyn do mycia naczyń 'Fuji' czy wystawa Marii Bartuszová ("Formy Przejściowe"), gdzie widzimy popękane skorupy jaj gada połączone w jedność. Oglądałam to na początku grudnia w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Jakkolwiek
by to nie było odpychające połączenie zwierząt, wyglądające
zresztą groźnie, każde z nich jest drapieżnikiem, to one po
prostu mają sens istnienia.
0 komentarze:
Prześlij komentarz